Reniu... bardzo dobrze Cie rozumię... bo od pewnego czasu mam podobną sytuację, ale z tatą...
Mieszkamy bardzo blisko moich rodziców (oboje są już po 80-ce) i to była moja świadoma decyzja - wiedziałam, że będę musiała coraz częściej tam być... Widzę, jak bardzo tego potrzebują i "ożywają", gdy przychodzę / przychodzimy, nawet na chwilę... Myślę, że najgorsze, to samotność i poczucie, że się nikomu nie jest potrzebnym...
Nie lubiłam mojej babci... do wszystkiego się wtrącała, wszystko po swojemu komentowała i mnie to bardzo drażniło, co niestety okazywałam, więc jej też unikałam i nie odwiedzałam.... Do dzisiaj mam
wyrzuty sumienia. Ale sie też czegoś nauczyłam... Mama jest właściwie taka sama, ale już nauczyłam się cierpliwości, tolerancji i wiem, że jej nie zmienę! To, co mnie drażni - wypuszczam drugim uchem i robie swoje... bez komentarza i okazywania złości. W końcu - kocha mnie po swojemu... i bardzo dba o tatę - nikt nie zrobiłby tego lepiej. Boję się, że gdy "jedno" odejdzie, drugie nie będzie umiało samo dalej żyć... Na ile mogę staram się im życie uprzyjemnić czy ułatwić, okazać, że są mi potrzebni... I często ich przytulam...
"Śpieszmy się kochać ludzi - tak szybko odchodzą" - mądra maksyma ks. Twardowskiego, o której nie powinniśmy zapominać... by potem nie żałować...
a śmierć - no cóż, jak mówią: to jedyna 100% pewna rzecz, którą los nam da, niestety