Du bist nicht angemeldet.

1

Samstag, 23. Februar 2008, 17:49

Proszę o korektę

Witam,

bardzo prosiłbym o korektę niniejszego opowiadanka, które właśnie przełożyłem na polski.

Z góry uprzejmie dziękuję

Matti


Kiedy krwiste słońce na horyzoncie powoli chciało się wymknąć dniowi, zakurzoną drogą polną szła mała kobieta o kruchym wyglądzie. Liczyła chyba sobie już wiele lat, ale jej chód był lekki, a jej uśmiech miał świeży blask beztroskiej dziewczynki.

Prawie w końcu tej drogi siedziała przykucnięta postać, która bez ruchu patrzyła w dół na wysuszony piaszczysty grunt.
Nie można było dużo widać, istota, która siedziała tam w kurzu drogi, zdawała się być prawie bezcielesna. Przypomniała szary, lecz miękki flanelowy koc o ludzkich konturach. Kiedy mała kobieta o kruchym wyglądzie mijała tę istotę, schyliła się troszeczkę i zapytała:
- Kim jesteś?

Dwa prawie nieruchome oczy zmęczono spojrzały w górę.
- Ja? Ja jestem smutnością - szepnął głos, zacinając się i tak cicho, że ledwo było słychać.

- Ach smutność! - uradowano zawołała mała kobieta, jak gdyby się przywitała ze starą znajomą.

- Ty znasz mnie? - ostrożnie zapytała smutność.
- Ależ oczywiście, że cię znam! - Już bardzo często towarzyszyłaś mi na chwilę w mojej drodze.

- No ale ... - zapytała podejrzliwie smutność - dlaczego nie wystrzegasz się mnie i nie uciekasz przede mną? Czy się mnie nie boisz?

- Dlaczego miałabym zbiec przed tobą? Sama wiesz bardzo dobrze, że każdego uciekiniera doganiasz. Nie można przed tobą ujść. Ale co chciałabym cię zapytać: Dlaczego wyglądasz, jak gdybyś była bardzo zasmucona i upadła na duchu?

- Jestem... jestem smutna - odparła bezdźwięcznym głosem szara postać.
Stara mała kobieta przysiadła się do niej.

- A więc smutna jesteś - rzekła i wyrozumiało kiwnęła głową. - No to opowiedz mi, co cię tak dręczy.

Smutność westchnęła z głębi duszy. Czyżby tym razem naprawdę ktoś by się jej przysłuchał? Ile razy już sobie tego życzyła.

- A wiesz - niezdecydowanie jęła mówić smutność - jest tak, że po prostu nikt mnie nie lubi. Nikt mnie nie chce. Przy tym jest to przecież moim przeznaczeniem, aby się udawać wśród ludzi i przebywać przez pewien okres z nimi. Ale za każdym razem, gdy do nich przychodzę, oni wzdrygają się. Boją się mnie i wystrzegają.

Smutność połknęła głęboko.
- Wynaleźli zdania, przez które chcą mnie wypędzić. Mówią: Cóż, życie jest wesołe ... i zaczynają się śmiać.
Ale ich wymuszony fałszywy uśmiech powoduję kurcze żołądka. Mówią: Dobre jest, co nas hartuje. A potem zaczyna ich boleć serce.
Mówią: Trzeba się wziąć w garść. I odczuwają rwanie w barkach, w plecach, w całym ciele. Są usztywnieni.
Powstrzymają i odpierają łzy i jest im duszno. Mówią: Tylko słabeusze płaczą. Przy tym spiętrzone łzy prawie rozsadzają ich głowy. Czasem przez to nawet nie mogą już mówić.
Albo odurzają się alkoholem i narkotykami, żeby nie musieli już nic czuć.

Smutność zapadła jeszcze trochę bardziej.
- A ja przecież nie chcę zrobić ludziom nic złego, chcę im po prostu pomóc. Ponieważ kiedy jestem im bardzo bliska, mogą spotkać siebie samych. Pomagam im wybudować gniazdo, aby pielęgnować i leczyć ich rany. Wiesz, kto jest smutny ma szczególnie cienką skórę, przez co niejedno cierpienie otwiera się wciąż na nowo, jak źle zagojona rana, a to bardzo boli.

Ale tylko kto mnie dopuszcza do siebie i wypłakuje te wszystkie niewypłakane łzy, może naprawdę wyleczyć swoje rany. Jednak ludzie wcale nie chcą, żebym im w tym pomogła. Zamiast tego malują sobie jaskrawy uśmiech na swoje blizny. Albo nakładają sobie gruby pancerz z goryczy i wiecznego rozczarowania. Wydaje mi się, że niezmiernie boją się, aby nie zapłakać i czuć mnie. Dlatego ciągle odganiają mnie.

Potem smutność zamilkła. Jej płacz był najpierw słaby, potem mocniej, a w końcu głęboki i pełen rozpaczy. Mnóstwo małych łez zrosiło zakurzony i wysuszony piaszczysty grunt.
Mała stara kobieta pocieszająco objęła ramionami zapadłą postać.
Jaka miękka i delikatna ona jest w dotyku, pomyślała i pogłaskała trzęsący się kłębek.
- Płaczże, mała smutność - szepnęła życzliwie - odpocznij, abyś mogła zbierać sił. Nie będziesz już musiała sama wędrować. Odtąd będę towarzyszyć również i tobie, aby zwątpienie nie zyskało jeszcze więcej mocy.

Smutność przestała płakać.
Podniosła wzrok ku swojej nowej towarzyszki i spojrzała się na nią z zadziwieniem.
- Ale ...kim ty właściwie jesteś?
- Ja - rzekła mała kobieta o kruchym wyglądzie, znowu uśmiechając się przy tym beztrosko jak mała dziewczynka - jestem nadzieją!
Signatur von »Matti« ... und nein: Das in Polen an vielen Straßen anzutreffende Warnschild mit der Aufschrift 'PIESI' bedeutet nicht, dass mit auf der Straße herumlaufenden Hunden zu rechnen ist! :haha

(pies, pl. psy -> Hund --- pieszy, pl. piesi -> Fußgänger) :oczko

Dieser Beitrag wurde bereits 1 mal editiert, zuletzt von »Matti« (24. Februar 2008, 14:39)


2

Samstag, 23. Februar 2008, 19:52

RE: Proszę o korektę

Kiedy krwiste słońce na horyzoncie powoli chciało się wymknąć dniowi, zakurzoną, polną drogą szła mała kobieta o kruchym wyglądzie. Liczyła sobie już chyba wiele lat, ale jej chód był lekki, a jej uśmiech miał świeży blask beztroskiej dziewczynki.

Prawie na (w) końcu tej drogi siedziała przykucnięta postać, która bez ruchu patrzyła w dół na wysuszony piaszczysty grunt.
Nie można było dużo dostrzec: (widać) istota, która siedziała tam w kurzu drogi, zdawała się być prawie bezcielesna. Przypominała (Przypomniała) szary, lecz miękki flanelowy koc o ludzkich konturach. Kiedy mała kobieta o kruchym wyglądzie mijała tę istotę, schyliła się troszeczkę i zapytała:
- Kim jesteś?

Dwoje prawie nieruchomych oczu spojrzało zmęczone w górę. (Dwa prawie nieruchome oczy zmęczono spojrzały w górę. )
- Ja? Ja jestem smutkiem (smutnością) - szepnął głos, zacinając się, i tak cicho, że ledwo było słychać.

- Ach smutek! - (uradowano) zawołała uradowana mała kobieta, jak gdyby się (przy)witała ze starą znajomą.

- Ty znasz mnie? - ostrożnie zapytała smutek.
- Ależ oczywiście, że cię znam! - "Już nieraz" / "bardzo często" towarzyszyłaś mi na krótkich odcinkach (na chwilę) mojej drogi.

- No ale ... - zapytała podejrzliwie smutek - dlaczego nie wystrzegasz się mnie i nie uciekasz przede mną? Czy się mnie nie boisz?

- Dlaczego miałabym uciekać przed tobą? Sama wiesz bardzo dobrze, że każdego uciekiniera doganiasz. Nie można przed tobą ujść. Ale o co chciałabym cię zapytać: Dlaczego wyglądasz, jak byś była bardzo zasmucona i podupadła na duchu?

- Jestem... jestem smutna - odparła bezdźwięcznym głosem szara postać.
Stara, mała kobieta przysiadła się do niej.

- A więc jesteś smutna - rzekła i wyrozumiało kiwnęła głową. - No to opowiedz mi, co cię tak dręczy.

Smutek westchnęła z głębi duszy. Czyżby tym razem naprawdę ktoś miał jej wysłuchać? (przysłuchać) Ile razy już sobie tego życzyła.

- A wiesz - niezdecydowanie jęła mówić smutność - jest tak, że po prostu nikt mnie nie lubi. Nikt mnie nie chce. Przy tym jest to przecież moim przeznaczeniem, aby się udawać do (wśród) ludzi i przebywać przez pewien okres z nimi. Ale za każdym razem, gdy do nich przychodzę, oni wzdrygają się. Boją się mnie i wystrzegają.

(Smutność połknęła głęboko.) Przełknęła głośno ślinę.
- Wymyślili zdania, którymi chcą mnie przepędzić. (Wynaleźli zdania, przez które chcą mnie wypędzić.) Mówią: Cóż, życie jest wesołe ... i zaczynają się śmiać.
Ale ich wymuszony fałszywy uśmiech powoduje kurcze żołądka. Mówią: Dobre jest to, co nas hartuje. A potem zaczyna ich boleć serce.
Mówią: Trzeba się wziąć w garść. I odczuwają rwanie w barkach, w plecach, w całym ciele. Są usztywnieni.
Powstrzymują (Powstrzymają) i odpierają łzy, i jest im duszno. Mówią: Tylko słabeusze płaczą. Przy tym nabiegłe (spiętrzone) łzy prawie rozsadzają ich głowy. Czasem przez to nawet nie mogą już mówić.
Albo odurzają się alkoholem i narkotykami, żeby nie musieli więcej nic czuć.

Smutek zapadła się jeszcze trochę bardziej.
- A ja przecież nie chcę zrobić ludziom nic złego, chcę im po prostu pomóc. Ponieważ kiedy jestem im bardzo bliska, mogą spotkać siebie samych. Pomagam im wybudować gniazdo, aby pielęgnować i leczyć ich rany. Wiesz, kto jest smutny ma szczególnie cienką skórę, przez co niejedno cierpienie otwiera się wciąż na nowo, jak źle zagojona rana, a to bardzo boli.

Ale tylko ten kto mnie dopuszcza do siebie i wypłakuje te wszystkie niewypłakane łzy, może naprawdę wyleczyć swoje rany. Jednak ludzie wcale nie chcą, żebym im w tym pomogła. Zamiast tego malują sobie jaskrawy uśmiech na swoich (swoje) bliznach (blizny). Albo nakładają sobie gruby pancerz z goryczy i wiecznego rozczarowania. Wydaje mi się, że niezmiernie boją się, aby nie zapłakać i nie czuć mnie. Dlatego ciągle mnie odganiają.

Potem smutek zamilkła. Jej płacz był najpierw słaby, potem mocniejszy, a w końcu głęboki i pełen rozpaczy. Mnóstwo małych łez zrosiło zakurzony i wysuszony, piaszczysty grunt.
Mała, stara kobieta objęła pocieszająco ramionami zapadłą postać.
Jaka ona miękka i delikatna w dotyku, pomyślała i pogłaskała trzęsący się kłębek.
- Płaczże, mała smutek - szepnęła życzliwie - odpocznij, abyś mogła zebrać (zbierać) siły. Nie będziesz już musiała sama wędrować. Odtąd ja również będę ci (tobie) towarzyszyć, aby zwątpienie nie zyskało jeszcze więcej mocy. (besser scheint mir: aby zwątpienie nie przybrało jeszcze bardziej na sile)

Smutek przestała płakać.
Podniosła wzrok ku swojej nowej towarzyszce(towarzyszki) i spojrzała (się) na nią ze z(a)dziwieniem.
- Ale... kim ty właściwie jesteś?
- Ja - rzekła mała kobieta o kruchym wyglądzie, znowu uśmiechając się przy tym beztrosko jak mała dziewczynka - jestem nadzieją!

3

Samstag, 23. Februar 2008, 20:28

Dziękuję ci Lupin bardzo serdecznie. Dziwi mnie jednak trochę, że zmieniłaś 'smutność' na 'smutek' (jest to przecież rzeczownik rodzaju męskiego), a jednak zostawiłaś formy żeńskie. (Właśnie dlatego wybrałem słowo 'smutność', aby to była rozmowa dwóch postaci żeńskich, tak jak w oryginale.)
Signatur von »Matti« ... und nein: Das in Polen an vielen Straßen anzutreffende Warnschild mit der Aufschrift 'PIESI' bedeutet nicht, dass mit auf der Straße herumlaufenden Hunden zu rechnen ist! :haha

(pies, pl. psy -> Hund --- pieszy, pl. piesi -> Fußgänger) :oczko

Dieser Beitrag wurde bereits 1 mal editiert, zuletzt von »Matti« (23. Februar 2008, 20:29)


4

Samstag, 23. Februar 2008, 20:41

Zitat

Original von Matti
Dziękuję ci Lupin bardzo serdecznie. Dziwi mnie jednak trochę, że zmieniłaś 'smutność' na 'smutek' (jest to przecież rzeczownik rodzaju męskiego), a jednak zostawiłaś formy żeńskie. (Właśnie dlatego wybrałem słowo 'smutność', aby to była rozmowa dwóch postaci żeńskich, tak jak w oryginale.)



Sądzę, że tak będzie lepiej, bo po prostu nie ma takiego słowa jak smutność. Pamiętam, że czytałam nieraz opowiadania/bajki, gdzie postaciom nadawano imiona pochodzące od pojęć abstrakcyjnych, np. właśnie od emocji, i nie dostosowywano odmiany czasowników do rodzajnika pojęcia abstrakcyjnego, ale właśnie do płci danej osoby. Sądzę też, że lepiej by było pisać w tym wypadku "smutek" i "nadzieja" z dużej litery. Swoją drogą, pewnie gdyby oryginał był pisany po polsku, to smutek byłby chłopcem...

5

Samstag, 23. Februar 2008, 20:56

Zitat

Original von Lupin.
Sądzę, że tak będzie lepiej, bo po prostu nie ma takiego słowa jak smutność. Pamiętam, że czytałam nieraz opowiadania/bajki, gdzie postaciom nadawano imiona pochodzące od pojęć abstrakcyjnych, np. właśnie od emocji, i nie dostosowywano odmiany czasowników do rodzajnika pojęcia abstrakcyjnego, ale właśnie do płci danej osoby. Sądzę też, że lepiej by było pisać w tym wypadku "smutek" i "nadzieja" z dużej litery. Swoją drogą, pewnie gdyby oryginał był pisany po polsku, to smutek byłby chłopcem...


Dobra, wobec tego zrobię chyba z tego smutku chłopca, zwłaszcza że to opowiadanko zostało napisane przez dziewczynę dla pocieszenia chłopca. ;)

Dziękuję jeszcze raz za korektę.

Pozdrawiam

Matti
Signatur von »Matti« ... und nein: Das in Polen an vielen Straßen anzutreffende Warnschild mit der Aufschrift 'PIESI' bedeutet nicht, dass mit auf der Straße herumlaufenden Hunden zu rechnen ist! :haha

(pies, pl. psy -> Hund --- pieszy, pl. piesi -> Fußgänger) :oczko

6

Samstag, 23. Februar 2008, 21:10

RE: Proszę o korektę

Hallo Matti,
hier mein Vorschlag


Kiedy krwiste słońce na horyzoncie powoli chciało się wymknąć dniu, zakurzoną polną drogą szła niska kobieta o kruchym wyglądzie. Liczyła sobie raczej już wiele lat, ale jej chód był lekki, a jej uśmiech miał świeży blask beztroskiej dziewczynki.

Prawie przy końcu tej drogi siedziała przykucnięta postać, która bez ruchu patrzyła w dół na wysuszony piaszczysty grunt.
Nie było dużo widać, istota, która siedziała tam w kurzu drogi, zdawała się być prawie bezcielesna. Przypominała szary, miękki flanelowy koc o ludzkich konturach. Kiedy niska kobieta o kruchym wyglądzie mijała tę istotę, schyliła się trochę i zapytała:
- Kim jesteś?

Dwoje prawie nieruchomych oczu z trudem spojrzało w górę.
- Ja? Ja jestem smutkiem - szepnął głos, zacinając się i tak cicho, że ledwo było słychać.

- Ach smutek! - radośnie zawołała niska kobieta, jak gdyby się witała ze starą znajomą.

- Znasz mnie? - ostrożnie zapytała smutność.
- Ależ oczywiście, że cię znam! - bardzo często już towarzyszyłaś mi przez chwilę na mojej drodze.

- No ale ... - zapytał podejrzliwie smutek - dlaczego nie wystrzegasz się mnie i nie uciekasz przede mną? Nie boisz się mnie?

- Dlaczego miałabym uciekać przed tobą? Sama wiesz bardzo dobrze, że doganiasz każdego uciekiniera. Nie można przed tobą ujść. Ale o co chciałabym cię zapytać: Dlaczego wyglądasz tak, jak byś była bardzo zsmucona i jakbyś upadła na duchu?

- Jestem... jestem smutna - odparła bezdźwięcznym głosem szara postać.
Stara niska kobieta przysiadła się do niej.

- A więc jesteś smutna - rzekła i ze zrozumieniem kiwnęła głową. - No to opowiedz mi, co cię tak dręczy.

Smutek westchnął z głębi duszy. Czyżby tym razem naprawdę ktoś chciał go wysłuchać? Ile razy już sobie tego życzył.

- Ach wiesz - niezdecydowanie jął mówić smutek – to jest tak, że po prostu nikt mnie nie lubi. Nikt mnie nie chce. Przy tym jest to przecież moim przeznaczeniem, aby się udać do ludzi i przebywać z nimi przez jakiś czas. Ale za każdym razem, gdy do nich przychodzę, oni wzdrygają się. Boją się i wystrzegają mnie.

Smutek przełknął głęboko.
- Wymyślili zdania, którymi chcą mnie wypędzić. Mówią: Cóż, życie jest wesołe ... i zaczynają się śmiać.
Ale ich wymuszony, fałszywy uśmiech powoduję kurcze żołądka. Mówią: Dobre jest, co nas hartuje. A potem zaczyna ich boleć serce.
Mówią: Trzeba się wziąć w garść. I odczuwają rwanie w barkach, w plecach, w całym ciele. Są usztywnieni.
Powstrzymują łzy i jest im duszno. Mówią: Tylko słabeusze płaczą. Przy tym spiętrzone łzy prawie rozsadzają ich głowy. Czasem nawet nie mogą już mówić.
Albo zatracają się w alkoholu i narkotykach, żeby nie musieli już nic czuć.

Smutek zasępił się jeszcze trochę bardziej.
- A ja przecież nie chcę zrobić ludziom nic złego, chcę im po prostu pomóc. Ponieważ kiedy jestem im bardzo bliski, mogą spotkać samych siebie. Pomagam im wybudować gniazdo, aby mogli pielęgnować i leczyć swoje rany. Wiesz, kto jest smutny, jest szczególnie wrażliwy, przez co niejedno cierpienie powraca wciąż na nowo, jak źle zagojona rana, a to bardzo boli.

Ale tylko ten, kto mnie do siebie dopuści i wypłaze wszystkie niewypłakane łzy, może naprawdę wyleczyć swoje rany. Jednak ludzie wcale nie chcą, żebym im w tym pomógł. Zamiast tego malują sobie jaskrawy uśmiech na swoich bliznnach. Albo zakładają gruby pancerz z goryczy i wiecznego rozczarowania. Wydaje mi się, że niezmiernie boją się zapłakać i poczuć mnie. Dlatego ciągle mnie przeganiają.

Potem smutek zamilkł. Jego płacz był najpierw słaby, potem mocniejsszy, a w końcu głęboki i pełen rozpaczy. Mnóstwo małych łez zrosiło zakurzony i wysuszony piaszczysty grunt.
Niska stara kobieta pocieszająco objęła ramionami zrozpaczoną postać.
Jaka ona jest miękka i delikatna w dotyku, pomyślała i pogłaskała trzęsącą się jak kłebek postać.
- Płacz, mały smutku - szepnęła życzliwie - odpocznij, abyś zebrał siły. Nie będziesz już musiał sam wędrować. Odtąd będę i tobie towarzyszyć , aby zwątpienie nie umocniło się. Jeszcze bardziej

Smutek przestał płakać.
Podniósł wzrok ku swojej nowej towarzyszce i spojrzał na nią z zadziwieniem.
- Ale ...kim ty właściwie jesteś?
- Ja - rzekła niska kobieta o kruchym wyglądzie, znowu uśmiechając się przy tym beztrosko jak mała dziewczynka - jestem nadzieją!

7

Samstag, 23. Februar 2008, 21:16

Kiedy krwiste słońce na horyzoncie powoli chciało się wymknąć dniowi, szła zakurzoną drogą polną mała kobieta. Wyglądała krucho i liczyła chyba sobie już wiele lat, ale jej chód był lekki, a jej uśmiech miał świeży blask beztroskiej dziewczynki.

Prawie na końcu tej drogi siedziała przykucnięta postać, która bez ruchu patrzyła w dół na wysuszony piaszczysty grunt.
Nie było dużo widać. Ot istota, która siedziała tam w kurzu drogi, zdawała się być prawie bezcielesna. Przypominała szary lecz miękki flanelowy koc o ludzkich konturach. Mała, krucha kobieta zatrzymała sie przy tej dziwnej istocie, schyliła się do niej troszeczkę i zapytała:
- Kim jesteś?

Dwa prawie nieruchome oczy zmęczono spojrzały w górę.
- Ja? Ja jestem smutnością - szepnął głos, zacinając się i tak cicho, że ledwo było słychać.

- Ach smutność! - zawołała mała kobieta z radością, jak gdyby się przywitała ze starą znajomą.

- Ty znasz mnie? - ostrożnie zapytała smutność.
- Ależ oczywiście znam cię! - Bardzo często towarzyszyłaś mi chwilami w mojej drodze.

- No ale ... - zapytała podejrzliwie smutność - dlaczego nie wystrzegasz się mnie i nie uciekasz przede mną? Czy się mnie nie boisz?

- Dlaczego miałabym zbiegać przed tobą? Sama wiesz bardzo dobrze, że każdego uciekiniera dogonisz. Nie można przed tobą ujść. Ale co chciałabym się ciebie zapytać: Dlaczego wyglądasz, jak gdybyś była bardzo zasmucona i upadła na duchu?

- Jestem... jestem smutna - odparła bezdźwięcznym głosem szara postać.
Mała, krucha kobieta przysiadła się do niej.

- A więc smutna jesteś - rzekła i kiwnęła z wyrozmieniem głową. - No to opowiedz mi, co cię tak dręczy.

Smutność westchnęła z głębi duszy. Czyżby tym razem naprawdę ktoś by ją wysłuchał? Ile razy już sobie tego życzyła.

- A wiesz - niezdecydowanie jęła mówić smutność - jest tak, że po prostu nikt mnie nie lubi. Nikt mnie nie chce. Przy tym jest to przecież moim przeznaczeniem, aby się udawać do ludzi i przebywać przez pewien czas z nimi. Ale za każdym razem, gdy do nich przychodzę, oni wzdrygają się. Boją się mnie i wystrzegają.

Smutność przełknęła głęboko.
- Wynaleźli zdania, przez które chcą mnie wypędzić. Mówią: Przecież życie jest wesołe ... i zaczynają się śmiać.
Ale ich wymuszony fałszywy uśmiech powoduje kurcze żołądka. Mówią: Dobre jest, co nas hartuje. A potem zaczyna ich boleć serce.
Mówią: Trzeba się wziąć w garść. I odczuwają rwanie w barkach, w plecach, w całym ciele. Są usztywnieni.
Powstrzymują i odpierają łzy i jest im duszno. Mówią: Tylko słabeusze płaczą. Przy tym spiętrzone łzy prawie rozsadzają ich głowy. Czasem przez to nawet nie mogą już mówić.
Albo odurzają się alkoholem i narkotykami, żeby nie musieli już nic czuć.

Smutność zapadła więcej w sobie.
- A ja przecież nie chcę robić ludziom nic złego, chcę im po prostu pomóc. Akurat dlatego, że jestem im bardzo bliska, mogą spotkać siebie samych. Pomagam im wybudować gniazdo, w którym mogą pielęgnować i leczyć ich rany. Wiesz, kto jest smutny ma szczególnie cienką skórę, przez co niejedno cierpienie otwiera się wciąż na nowo, jak źle zagojona rana, a to bardzo boli.

Ale tylko kto mnie dopuszcza do siebie i wypłakuje te wszystkie niewypłakane łzy, może naprawdę wyleczyć swoje rany. Jednak ludzie wcale nie chcą, żebym im w tym pomagała. Zamiast tego malują sobie jaskrawy uśmiech na swoje blizny. Albo nakładają sobie gruby pancerz z goryczy i wiecznego rozczarowania. Wydaje mi się, że niezmiernie boją się, aby nie zapłakać i czuć mnie. Dlatego ciągle odganiają mnie.

Potem smutność zamilkła. Jej płacz był najpierw słaby, potem glośniejszy, a w końcu głęboki i pełen rozpaczy. Mnóstwo małych łez zrosiło zakurzony i wysuszony piaszczysty grunt.
Mała, krucha kobieta pocieszająco objęła ramionami zapadłą postać.
Jak miękka i delikatna jest ona w dotyku, pomyślała i pogłaskała trzęsący się kłębek.
- Płaczże, mała smutnościo - szepnęła życzliwie - odpocznij, abyś mogła zbierać sił. Nie będziesz już musiała sama wędrować. Odtąd będę towarzyszyć również i tobie, aby zwątpienie nie zyskało jeszcze więcej mocy.

Smutność przestała płakać.
Podniosła wzrok do swojej nowej towarzyszki i spojrzała się na nią ze zadziwieniem.
- Ale ...kim ty właściwie jesteś?
- Ja - rzekła mała, krucha kobieta, znowu uśmiechając się przy tym beztrosko jak mała dziewczynka - jestem nadzieją!
Signatur von »ReniA« Liebe Grüßle i serdeczne pozdrowienia

Renia :papa


Kołysanka dla Gdańska

Hochzeitspolka

BIALY MIS

Dieser Beitrag wurde bereits 1 mal editiert, zuletzt von »ReniA« (23. Februar 2008, 21:18)


8

Samstag, 23. Februar 2008, 21:21

Ich müsste jetzt Tausendmal editieren... Ich stelle den Text nochmals rein, Matti. Okay?
Signatur von »ReniA« Liebe Grüßle i serdeczne pozdrowienia

Renia :papa


Kołysanka dla Gdańska

Hochzeitspolka

BIALY MIS

9

Samstag, 23. Februar 2008, 21:24

Sprawdziłam w słowniku: nazwy uosobionych pojęć oderwanych piszemy wielką literą. Dlatego, Matti, potwierdzam, że smutek i nadzieję w tym opowiadaniu należy napisać z dużej. :P

10

Samstag, 23. Februar 2008, 21:32

Zitat

Original von ReniA
Ich müsste jetzt Tausendmal editieren... Ich stelle den Text nochmals rein, Matti. Okay?


Vielen Dank für deine Mühe, Renia, aber Lupin hatte den Text ja zuerst korrigiert, und ich halte mich jetzt an ihre Version. (Du weißt schon: Gdzie kucharzy sześć ... ;))

EDIT: Ups, dasselbe gilt natürlich für dich, Kamila. (Habe eben erst gesehen, dass du mir auch eine Korrektur angefertigt hast).

Na ja, ich werde mir eure Versionen zumindest mal anschauen; vielleicht finde ich darin ja noch etwas, was ich übernehme.

Vielen Dank euch allen!

matti
Signatur von »Matti« ... und nein: Das in Polen an vielen Straßen anzutreffende Warnschild mit der Aufschrift 'PIESI' bedeutet nicht, dass mit auf der Straße herumlaufenden Hunden zu rechnen ist! :haha

(pies, pl. psy -> Hund --- pieszy, pl. piesi -> Fußgänger) :oczko

Dieser Beitrag wurde bereits 1 mal editiert, zuletzt von »Matti« (23. Februar 2008, 21:36)


11

Samstag, 23. Februar 2008, 21:46

Zitat

Original von Matti

Vielen Dank für deine Mühe, Renia, aber Lupin hatte den Text ja zuerst korrigiert, und ich halte mich jetzt an ihre Version. (Du weißt schon: Gdzie kucharzy sześć ... ;))


Keine Ursache, Matti... :oczko

Ich habe die allerletzte Version (mit Berücksichtigung der vollendeten und unvollendeten Aspekte) jetzt auf meiner Festplatte gespeichert.
Signatur von »ReniA« Liebe Grüßle i serdeczne pozdrowienia

Renia :papa


Kołysanka dla Gdańska

Hochzeitspolka

BIALY MIS

Social Bookmarks